Spokój najważniejszy

W tym tygodniu w ramach zajęć z antropologii kulturowej razem z grupą filozofów i socjologów wybraliśmy się w odwiedziny do dość nietypowego miejsca.




Odwiedziliśmy bowiem buddystów Zen. Bardzo się cieszę, że moja stopa znalazła się w tym miejscu. Z tego co powiedział profesor, ten odłam buddystów nie wpuszcza w swoje progi ludzi z ulicy.

Wszyscy mieliśmy usiąść na małych pufach, pod nimi miał być koc. Mnich, który prowadził te zajęcia był niezwykle spokojnym człowiekiem. Razem ze swoją asystentką pokazał nam w jaki sposób mamy usiąść. Oczywiście była to pozycja lotosu. Ten kto miał luźne spodnie i jego nogi były na tyle giętkie mógł usiąść w ten sposób, ja i wiele innych osób mogliśmy siedzieć (albo i nie) w pozycji pół-lotosu. Przyznam szczerze, było mi ciężko tak usiąść przez spodnie, bałam się, że pójdą w szwach :P
Prawa dłoń miała leżeć swobodnie na lewej, kciuki zetknięte ze sobą - pomiędzy kciukiem a resztą dłoni miał stworzyć się owal. Tak ułożone ręce miały znajdować się przy brzuchu na wysokości pępka. Plecy wyprostowane.

Następnie mieliśmy odwrócić się twarzą do ściany, przybrać pozycję i zamknąć oczy.
Gdy to zrobiliśmy prowadzący uderzył w dzwon. I tym sposobem oznajmił, że nasza medytacja się zaczyna.
W pokoju zrobiła się cisza. Jedyne co było słychać to śpiew ptaków za otwartym oknem. 
Podczas takiego zwykłego siedzenia mnich cichym głosem mówił nam, że mamy pozwalać myślom płynąć. Gdy jakaś myśl znajdzie się w głowie to mamy pozwolić jej iść dalej. Mamy skupić się na podmiocie - nas samych. Mamy czuć siebie, wsłuchiwać się w swój oddech, być świadomym każdej części naszego ciała.

Po 15 minutach oznajmił, że będzie minutowa przerwa podczas której możemy wyprostować nogi, rozruszać plecy. Ale zwrócił uwagę nam na to, że nie możemy rozmawiać podczas tej przerwy.

Potem znowu cisza i jesteśmy sami ze swoimi myślami. Sami ze sobą.

Niektórzy się kręcili, inni (w tym ja) dostali kataru. Ale ogółem każdy z nas wytrzymał w sumie te pół godziny w pełnym spokoju.
Potem było zadawanie pytań i koniec naszej wizyty.
Jedno pytanie najbardziej zapadło mi w pamięć - czy to, że się medytuje ma jakiś wpływ na życie. Mnich odpowiedział, że tak. Dzięki temu może kontrolować swoje emocje, podejmuje lepsze decyzje i ogółem najlepszą rzeczą jaką zrobił było właśnie rozpoczęcie tej drogi, na której jest do teraz.

Dlaczego o tym piszę?  

Pobyt, krótki ale jak owocny, uświadomił mi, że każdy człowiek powinien usiąść, być samym ze sobą i swoimi myślami. W ten sposób rozumie się to co dzieje się w swoim ciele, w swojej głowie.
Człowiek staje się po prostu spokojny,  a spokój w tych czasach jest, moim zdaniem, najważniejszy. Często dajemy się opanować przez złe emocje, nasze myśli nas przytłaczają. Nie prościej byłoby nam żyć mając kontrolę nad swoją głową?

Moje wrażenia

Następnego dnia pytałam się osób z kierunku czy, jak mówił mnich, pozwalali żeby myśli płynęły, parę osób powiedziało, że gdy siedzieli tak w ich głowach było pełno myśli. Wręcz była to gonitwa.
A ja? Gdy powiedziałam im, że po prostu sobie tam siedziałam i słuchałam śpiewu ptaków, nie mając żadnych myśli w głowie,  stwierdzili, je jestem już na wyższym poziomie. :P

Wydaje mi się, że to tylko pokazało mi, że jestem człowiekiem spokojnym. Fakt, nie do końca potrafię panować nad emocjami ale samo to, że byłam sama ze sobą coś dla mnie znaczy. Cieszę się, że doszłam do takiego stanu gdzie zachowuje spokój, przyznam się zajęło mi to trochę czasu ale jestem zadowolona z tego jak podchodzę do wszystkiego.

 
Jeśli udało Ci się przeczytać do końca,  dziękuję. 
Będzie mi miło jeśli podzielisz się ze mną swoimi myślami na ten temat. 
Jak sądzisz, czy człowiek potrzebuje spokoju i opanowania czy lepiej jest jak rządzą Tobą emocje? 

Share:

0 komentarze

Dziękuję za każdy komentarz :)