Recenzja: jasne podkłady firmy Ingrid

Po długim czasie wracam do Was z recenzją dwóch najjaśniejszych podkładów jakie miałam okazję używać. Aż sama się zdziwiłam jak zobaczyłam, że po nałożeniu są jaśniejsze od mojej skóry.




Firma Ingrid po raz pierwszy pojawiła się w mojej kosmetyczce, i to razy dwa! Skusiłam się na kupno tych podkładów bo, szczerze powiedziawszy, lepiej jest mieć za dużo podkładów niż za mało. Przekonałam się o tym gdy dramatycznie schodziła mi ilość podkładu, którego używałam.

Na pierwszy ogień idzie podkład Mineral Silk & Lift

Jeśli chodzi o kolor to jest po prostu idealny dla mnie! Serio! Moja radość gdy nałożyłam go po raz pierwszy nie miała granic. Po tylu latach walki z za ciemnymi podkładami miałam na twarzy coś co pasowało mi idealnie. Do tego nazwa - 280 light ivory/kość słoniowa.


Jest to podkład niby mineralny, ale tego nie mogę potwierdzić bo mineralnych kosmetyków nigdy nie używałam. Jedynie znam nazwy firm, które takie rzezy produkują.
 Z tego co mi wiadomo, podkłady, które są mineralne lepiej współpracują z problematyczną skórą. Ile w tym prawdy jest to nie wiem, ten podkład akurat kompletnie nie współpracuje z moją cerą. Świecę się po nim jak kula dyskotekowa, znika mi (albo dosłownie spływa), podkreśla suche skórki. Istna tragedia. Tak jak cieszyłam się z jasności tego podkładu tak popadałam w rozpacz jak słabo trzyma się na mojej skórze. Na koniec dnia praktycznie go nie mam na skórze. Zwłaszcza gdy ma gorsze dni.
Jeśli chodzi o krycie to ma naprawdę niezłe, na to narzekać nie mogę.


Podkład dostajemy w wygodnej tubce, dzięki której bez problemu wyciśniemy ile podkładu chcemy. (ach te rymy)
Jednakże problem będzie z wyczuciem kiedy podkład się kończy, nie widać bowiem ile produktu nam pozostaje.


Firma Ingrid zaskoczyła mnie swoją jasnością podkładu, ale na tym szał się kończy.
W sumie czego chcieć więcej, na tej półce cenowej (w promocji w Naturze zapłaciłam za niego może 6 zł) ciężko jest wymagać nie wiadomo czego.
Muszę się trochę przekonać do tego podkładu, dam mu jeszcze szansę.

Kolejny podkład to Ideal Face

Czy taki Ideal Face mam po jego nałożeniu? Kolorystycznie tak! Jest troszeczkę ciemniejszy od poprzednika, ale dalej jest mega jasny. Odcień który posiadam to 10 light ivory/kość słoniowa.


Czego to producent nie obiecuje na pudełku. Trwałość, absorbowanie sebum, gładkość skóry i czego to jeszcze człowiek nie wymyśli.
Być może na bezproblemowej skórze ewentualnie suchej ten podkład będzie dobrze się spisywał. Tak jak swój poprzednik nie chce mi współgrać z cerą. Świecenie, schodzenie z twarzy oraz podkreślanie nawet najmniejszych suchych skórek to norma.
Jedyne co jest w tym podkładzie naprawdę świetne to kolor i krycie. Przy małych zaczerwienieniach daje sobie radę.






Tym razem zamiast tubki mamy wygodną pompkę, która o dziwo wyciska z opakowania strasznie mało produktu.



Teraz używam tego podkładu do mieszania z podkładem z Pierre Rene. Razem spisują się fajnie, ale dalej to nie jest to czego szukam w podkładzie.

Co o nich sądzę?

Oba podkłady na to jak mocno zachwyciły mnie swoimi odcieniami, tak mocno rozczarowały mnie swoją trwałością. Ale czego tutaj chcieć od podkładu z niskiej półki cenowej. Jedynym ratunkiem dla nich jest skóra w dobrym stanie, doskonale nawilżona i nie mająca suchych skórek. Wtedy i na mojej skórze wyglądają znośnie i jestem na tak jeśli chodzi o te podkłady.
Ale powiedzmy sobie szczerze - cały czas nie mamy cery w takim stanie :)

Blade osoby z doskonałą cerą będą zadowolone z tych podkładów. Zwłaszcza gdy na półkach w drogeriach takich odcieni jest tyle co kot napłakał.

Testowałaś te podkłady? Jeśli tak daj o nich znać w komentarzu, będzie mi miło jeśli to zrobisz  :)

Share:

1 komentarze

Dziękuję za każdy komentarz :)