Powrót do rzeczywistości

Po miesiącu siedzenia w domu i kontakcie z ludźmi ograniczonym do minimum, w końcu zebrałam siły i pojechałam na zajęcia. Doszłam wtedy do wniosku, że człowiek często boi się zrobić coś bo sądzi, że to wykracza poza jego możliwości. Dlaczego tak jest?




Wrócić na uniwersytet nie było łatwo. Bałam się co to będzie gdy będę musiała sama wracać tramwajem z kulą jako swoim przewodnikiem. Bałam się tego jak ludzie zareagują na mój widok. Bałam się wielu rzeczy ale czy ten strach był podparty jakimiś mocnymi fundamentami? Obawiam się, że nie.

Chyba największy problem z jakim miałam do czynienia było samo moje odważenie się aby samemu jechać autobusem. Może i bałam się też tego jak po miesiącu znowu będę miała kontakt z ludźmi, ale to okazało się moim  najmniejszym zmartwieniem. Wykładowcy też nie robili mi problemów. Po prostu powiedzieli co mam zaliczyć i tyle. Moje zdziwienie gdy okazało się, że w sumie dużo tego nie ma było ogromne.

Największym problemem było... przełamanie się do tego, żeby wsiąść w autobus i pojechać.
Dlaczego czasem boimy się odważyć mimo tego, że z łatwością nam coś się uda? Co tak naprawdę nad blokuje?
Wydaje mi się, że największy problem tkwi w nas samych. To my ustalamy sobie jakieś granice, które okazują się zupełnie niepotrzebne.

Dlaczego boimy się próbować nowych rzeczy? Dlaczego boimy się wracać do normalności po wypadkach? Przecież nie ucierpimy przez to. A wręcz przeciwnie, zyskamy coś czego nikt inny nam nie da - władzę nad samym sobą. 
A to jest moim zdaniem najważniejsze. Gdy potrafimy panować nad sobą, swoimi emocjami i tym jak się zachowujemy to nic już nie może nas powstrzymać. A gdy nie można nas powstrzymać jesteśmy zdolni do wszystkiego.

Nie rozumiem całkiem tego jak ludzie mogą zamknąć się na coś bo się boją. Rozumiem, sama też paru rzeczy po prostu boję się zrobić i nie widzę, żeby to się zmieniło, ale te sprawy są głównie bardzo poważne. Jednakże nawet to, że mimo wypadku i ciągłego bólu ruszam się, nie daję się pokonać przez swój kręgosłup o czymś świadczy. Mam kontrolę nad swoją silną wolą, moje ciało nie rządzi mną, wręcz przeciwnie - to ja nim rządzę. 
Może to wydawać się błahe, ale czy głębiej wchodząc w ten temat nie widzimy tego jak często przez to, że coś nas boli nie robimy rzeczy normalnie? Mimo, że doskonale o tym wiemy, że ruch w pewnych sytuacjach jest wręcz wskazany?

Nasze możliwości są ograniczone tylko przez nasz własny umysł i podświadomość. 
Ciągle mówimy sobie "A to mi się nie uda" albo "Nie zrobię tego bo się boję". 
Skąd mamy wiedzieć, że coś się nie uda skoro nawet tego nie spróbujemy? Skąd mamy wiedzieć, że jest to straszne dla nas mimo, że nawet tego nie próbowaliśmy? Czasami warto się przełamać i zacząć żyć. Przekraczać własne granice. 

Nie mówię tu o skoku ze spadochronem czy o nurkowaniu wgłąb oceanu. bardziej mam tu na myśli proste rzeczy takie jak spróbowanie nowej potrawy (owoców morza czy szpinaku), nauka jazdy na rowerze albo na gitarze, wyjście na imprezę.

Jeszcze niedawno bałam się wracać po ciemku do domu, zimą gdy już o 16 robiło się ciemno i miałam sama wracać zalewał mnie zimny pot. Jednakże spróbowałam raz, drugi, trzeci i teraz nie sprawia mi to problemu. Można by powiedzieć, że pokonałam swoją słabość i strach. 
Jednym ze strachów, które w życiu nie pokonam jest strach przed pająkami. Niestety ale nie przepadam przebywać z nimi w jednym pomieszczeniu. Stosuję metodę, albo ja albo pająk. I prawie zawsze wybieram siebie a pająk ląduje pod kapciem albo grubą encyklopedią.

A Wy? Pokonaliście ostatnio swoją słabość? Czy może macie kontrolę nad swoim ciałem?
Dajcie mi znać o tym w komentarzach :)

Share:

0 komentarze

Dziękuję za każdy komentarz :)